Żywienie dzieci nie jest łatwym tematem. Być rodzicem niejadka, to naprawdę nie lada wyzwanie. Kwestia posiłków, ich ilość, sposób podawania stanowi niekiedy niemały problem, który rozlewa się na całą rodzinę. Widok mamy lub babci biegającej za Maluszkiem z widelcem lub łyżeczką zupki w nadziei, że uda się przemycić do buzi jeszcze jeden kęs, niestety jest nadal dość powszechny. Podobnie jak hasło serwowane niejadkom przy stole „Ziemniaczki to zostaw, ale zjedz przynajmniej mięsko!”. Zrozumiałe jest to, że większość tych zabiegów wynika po prostu z troski o dziecko. Często z bezsilności staramy się uczynić wszystko, aby nasze dziecko więcej lub cokolwiek zjadło. Tylko, że nie tędy droga do sukcesu nawet, kiedy dziecko naprawdę mało przybiera na wadze …
Z ostatnich badań naukowych wynika, że dzieci posiadają swój własny, niepowtarzalny rytm życia. Dotyczy on również jedzenia. Już u noworodków możemy zauważyć zróżnicowany sposób zaspakajania głodu. Są niemowlęta, które po 5 minutach ssania piersi słodko zasypiają, mimo to świetnie przybierają na wadze. Inne dzieci potrzebują trochę więcej czasu i pokarmu z dwóch piersi, aby zaspokoić głód. Sama jestem mamą dwójki dzieci, gdzie poprzez próby i błędy miałam okazję doświadczyć konsekwencji schematycznego, tradycyjnego podejścia do kwestii karmienia i żywienia dzieci oraz idei podążania za dziećmi, wsłuchania się w ich potrzeby. Starszy syn był karmiony piersią według schematu książkowego i mało przybierał na wadze. Kiedyś jedna pani doktor poleciła mi, abym „odstawiła” na bok przestudiowane teorie i wsłuchała się w głos matczynej intuicji i wyczuła rytm swojego dziecka. Faktycznie, po jakimś czasie zauważyłam, że mój syn posiada „kulinarne fazy”. Raz zajada się marchewką w każdej postaci, a odrzuca mięso, a po paru dniach prosi o dokładkę kotlecika. Na pocieszenie dodam, że przy drugim dziecku kompletnie odrzuciłam wszelkie książkowe teorie i wsłuchałam się w matczyną intuicję. Po prostu przeszłam na tryb „dostosowanie się do potrzeb dziecka”, karmienie piersią na żądanie, akceptację „faz ulubionych potraw” oraz dostosowanie ilości jedzenia na talerzu do zapotrzebowania dziecka w danym momencie.
Wsłuchać się w potrzeby dziecka, zaufać własnej intuicji …. to wcale nie jest łatwe.
Pisząc to od razu przychodzi mi na myśl doświadczenie, o którym opowiedziała mi moja znajoma. Doświadczenie miało na celu sprawdzić, czy małe dzieci potrafią samodzielnie regulować swoje potrzeby żywieniowe. W tym celu grupa małych dzieci została zostawiona w sali zabaw, w której na stoliczkach umieszczono różne potrawy (z kategorii węglowodany, białka, witaminy, ect.), którymi dzieci mogły się częstować w trakcie zabawy. Ku zaskoczeniu dorosłych zaobserwowano, że dzieci świetnie sobie radziły z samodzielnym żywieniem i w momencie poczucia głodu kierowały się do stoliczków, aby sobie coś podjeść. Okazało się, że ilość spożytego przez dzieci jedzenia idealnie pokrywała się z ilością i kategoriami wskazanymi na piramidzie żywienia. To dowodzi na to, że dzieci potrafią samodzielnie regulować swoje potrzeby żywieniowe, pod warunkiem oczywiście, że w menu nie będą dominowały słodycze !!!
Jeżeli wg Ciebie artykuł był ciekawy i warty polecenia, polub go lub udostępnij !!!